piątek, 5 czerwca 2015

Prolog

     Julie's POV
     
     Dlaczego się obudziłam? Ach, już wiem. To ten złośliwy budzik, który włącza się każdego dnia kiedy muszę iść na poranny trening. Zza okna przedostają się małe promyki słońca, na dworze robił się bardzo ciepło. Od czasu do czasu słońce potrafi porządnie razić w oczy, jednak nie mam nic przeciwko temu. Wstaję z łóżka i ruszam do łazienki, by zarzucić na siebie dres i uczesać moje długie włosy w niezdarny kok. Sięgam do szafki po bieliznę i zakładam ją na siebie. Kiedy spoglądam w lustro to od razu widzę po moich zaspanych oczach, że mój organizm potrzebuje więcej snu. Zakładam na siebie legginsy i zwykłą koszulkę na ramiączkach. Spinam włosy w kok i wychodzę z łazienki. Kiedy schodzę po schodach z kuchni dochodzą już różne dziwne dźwięki, po czym od razu wiem, że moja mama pewnie już coś piecze lub gotuje. Wchodzę do kuchni i witam ją muskając swoimi ustami jej policzek, a ona uśmiecha się radośnie. Oznajmia, jej, że idę biegać po czym ubieram adidasy i wychodzę.
     Zawsze biegam w parku, który jest blisko mojego domu. Uwielbiam tam przebywać. Te kwiaty, czyste powietrze, drzewa i... zakochane pary, którym zawsze zazdroszczę. Wkładam do jednego ucha słuchawkę i włączam muzykę, która dodaje mi energii na poranne bieganie. Biegam już kilka minut, gdy widzę mężczyznę dość przystojnego. Czy, aby na pewno jest to mężczyzna? Nie, raczej nazwałabym go młodzieńcem. Młodzieńcem, który chyba za dużo nadużył alkoholu dzisiejszej nocy. Widzę jak spada z ławki i chyba wymiotuje. O to powód, dla którego nie piję. Efekty po imprezowaniu. Podchodzę do niego, aby spytać się czy mogę mu jakoś pomóc.

     Justin's POV

     -Kurwa - klnę pod nosem, czując, że na głowie rośnie mi guz wielkości jajka. Kolejny raz zataczam się próbując utrzymać równowagę. Cholernie wkurwiające jest bycie pijanym. Trzymając się jedną ręką za głowę, drugą łapię krawędź ławki i powoli kładę na niej siedzenie. Odchylam głowę do tyłu, zaczynam ciężko oddychać. Czuję wydobywający się z moich ust odór alkoholu. Patrzę przed siebie na dziecko bawiące się piłką. A może jest tam dwoje dzieci? Mniejsza z tym. Nie lubię ich, są wiecznie zaślinione i krzyczą z byle jakich powodów. Też bym chciał sobie tak pokrzyczeć, żeby ktoś dał mi coś do jedzenia, albo lepiej do picia, bo powoli wracam na stanu trzeźwości. Tak, jest tam jedno dziecko. Mój oddech przyspiesza, a ręce przestają opadać bezwładnie.
     Mój wzrok też powoli wraca do normalności, potrafię zauważyć jakąś laskę zbliżającą się w moją stronę. Ładną laskę. Ponownie kręci mi się w głowie, poczułem, że zsuwam się z ławki i chwilę później leżę już na ziemi, a z moich ust wydobywają się wymiociny. Fuj, Bieber, to obrzydliwe. A potem zauważam ją, stoi niedaleko od moich... wymiocin.
     -Żyjesz?
     Dziewczyna chwyta moją rękę, próbując podnieść mnie z ziemi. To trochę niedorzeczne, bo jestem pewny, że warzę co najmniej dwa razy więcej od niej, więc sam próbuję wstać. Gdy nasze twarze znajdują się mniej więcej na tym samym poziomie, dostrzegam, że ma naprawdę ładne oczy. Cała jest bardzo ładna, a nawet zniewalająco piękna. Wtedy myślę o sobie. Brudna, o dwa rozmiary za duża kurtka wisi na mnie jak na wieszaku. Spodnie mają dziury, które wcale nie były zrobione specjalnie. Nawet buty ledwo się trzymają. Mimo wszystko zdecydowanie najgorszy jest ten dziewiczy wąs rosnący gdzieś pod moim nosem. Czuję zażenowanie i zaczynam modlić się w duchu, żebym nie był też zarumieniony. Potem następuje najgorsze. Uświadamiam sobie, że od kilkunastu sekund nie patrzę jej w oczy, a raczej trochę niżej. Ta dziewczyna mi zdecydowanie za duży dekolt.
      -Ej.. Gdzie mieszkasz? Odprowadzić Cię, czy sam sobie poradzisz?
     Jej głos wyrywa mnie z rozmyśleń. I całe szczęście, bo mój wzrok wędrował jeszcze niżej.
     -Sam poradzę... sobie - alkohol jeszcze daje o sobie znać i ciężko mi mówić, a co dopiero układać sensowne zdania.
     -Mam nadzieję - burczy pod nosem - Nie chcę być potem oskarżona o nieudzielenie pomocy.
-Imię...? - chcę zapytać jak ma na imię, ale rozumie. Szkoda tylko, że nic więcej nie chce mi powiedzieć. Patrzę jak odchodzi, nawet nie oglądając się za siebie. Julie, piękne imię.